„Wszystko czerwone" uważać można za swojego rodzaju „Wesele", napisane wiek po premierze oryginału. Powieść przywołuje bowiem nasze problemy istotne w drugiej połowie XX wieku, w plastycznym skrócie i bez przynudzania, za to z całym bogactwem obecnych wtedy wśród nas charakterów. Co prawda w „Weselu" nikt nikogo nie zabija, zaś na kartach „Wszystko czerwone" trup ściele się gęsto, w każdym razie na pierwszy rzut oka, bo przecież liczni uczestnicy spotkania u Alicji pozostają, by tak rzec, „niedotrupieni".